Dziś poszwędaliśmy się po dzielnicach Shibuya (takie sławne skrzyżowanie na którym wszyscy muszą zrobić sobie fotkę) i Shinjuku (taka sławna małą uliczka, na której wszyscy muszą sobie zrobić fotkę). Pomiędzy tym zahaczyliśmy o różne przybytki handlowe z interesującymi rzeczami. Ja się powstrzymałam z papierniczymi (bo jeszcze miała być okazja, co nie do końca się okazało w każdym przypadku prawdą, choć pojawiło się wiele innych okazji :D), a mąż mój już lekuchno zaszalał w fotograficznych (bo używki są okazjami samymi w sobie niepowtarzalnymi w większości). Mieliśmy cynk, że sklepy foto są mega w Shibuya, ale okazało się, że Shinjuku rządzi (a potem jeszcze okazało się, że rządzą zupełnie inne dzielnice i Yokohama :D)
Na śniadanie dziś wciągnęliśmy na murku gotowce z 7eleven. Dobre było będę tęsknić za tymi ryżowymi bułami w glonach 😉 na obiad trafiliśmy gdzieś po drodze, tym razem zamawianie z tabletu, ramen i pierożki, znowu tanio (55zł/2 osoby).
Niestety od połowy dnia padało i generalnie słabo się robi zdjęcia z parasolem w ręku i deszczem w butach ale z drugiej strony też fajne kadry wtedy wychodzą jak widać na załączonym obrazku
W ogóle mam taką teorię, że prawdziwym fotografem podróżniczym jest się gdy się zrobi zdjęcie atrakcji turystycznej bez żadnego Japończyka w kadrze. W Japonii jest to może trochę trudniejsze niż gdzie indziej, ale i tak nie wierzcie fotografii – na tej uliczce było naprawdę dużo osób, to był ułamek mikrosekundy, gdy ktoś mi się schował za lampionem a jeszcze nie wyszedł zza pleców. W życiu trzeba mieć trochę farta 😉