I kolejna rzecz, którą niby kocham, a do robienia której ciężko mi się zebrać.
Dobrze, że młoda złapała bakcyla (przynajmniej na razie), to w ogóle weszłam na lód jeszcze w tym roku I w sumie to chyba nawet dobrze, że nie pognałam pod razu „standardowym” tempem tylko tak wolniej, dziecka pilnując itp itd… Forma zdecydowanie nie jest ta co kiedyś…
Miałam w ogóle jakieś plany sezonu rolkarskiego (0 razy), potem miałam chodzić na lodowisko od września (zaczęłam w listopadzie)… No cóż. Cieszę się, że w ogóle dotarłam
Bo to takie fajne jest
Choć dziś mi się śniło, że miałam iść na lodowisko z tatą, ale pod samym budynkiem zorientowałam się, że zapomniałam kupić biletów a już nie było. I jak wychodziliśmy to mi aplikacja powiedziała, że nie ma już biletów na „naszą” godzinę. A przecież kupowałam. Pierwsza myśl, że płatność nie poszła i nie zwróciłam uwagi na końcowy komunikat, ale okazało się, że wszystko dobrze. Mieliśmy bilety. Ale ciepełko przez moment się zrobiło
Ciekawe czy wybiorę się jeszcze sama zanim dzieciaki na święta zjadą…