Czarny kot naprawdę się ze mną zaprzyjaźnił.
Niesamowite, widziałam go przez ostatnie 2-3 tygodnie więcej niż przez całe 2 lata odkąd tu mieszkam. Nie mówiąc o ilości miziania i drapania po dupce 😉
Choć jak mi się pakuje na biurko, gdy jestem w pracy, wybitnie poznając, której ręki potrzebuję do tego, by używać myszki i siadając tak, bym musiała całą uwagę poświęcić księżulkowi, to zastanawiam się, czy to naprawdę takie fajne 😉
Ale kotełek i tak jest super. Taki idealnie koci z własnymi ścieżkami. Aż dziwne, że dał się aż tak oswoić 😉