Po Tłustym Czwartku mieliśmy wrócić do bycia „sportowcami”. Wrócić na regularny basen, jakąś siłkę…
Także tego.
Mój mąż zamiast tego ogarnął mi dziś kule (tak od niechcenia rzuciłam, ale nawet nie sądziłam, że to będzie tak genialny pomysł! Jakkolwiek beznadziejne są moje warunki egzystencji aktualnej, to z tym jest duuużo lepiej), a że przejeżdżał koło naszej „ślubnej” cukierni… no cóż 🙂
Muszę powiedzieć, że tarta dubajska robi robotę 😀 W sumie to ciekawe, że ostatnio się zrobił taki szał na pistację – ale nie muszę rozumieć, podoba mi się to, lubię ten smak 🙂
Kurczaczki, ale z tą kostką to trafiłam w dość skomplikowany moment. I w domu, i w pracy i w ogóle. Nie mówiąc już o tym, że ostatnio się dowiedziałam, że więzadło w drugiej kostce mam do rekonstrukcji. Także tego, może są jakieś oferty „w pakiecie”? Takie nimm zwei?
Ale odechciewa mi się wszystkiego. Już tyle razy to przerabiałam, ten cały ból, leczenie, rehabilitację… I znowu trzeba będzie. I to w takim momencie, gdy już bez tego miałam sporo do ogarnięcia.
Ech.. sama twierdziłam, że łatwiej się odbić od dna niż wypłynąć na powierzchnię z lekkiego przytopienia, ale no ej, nie o to mi chodziło… ;]