I nadszedł dzień, o który tak się bałam – czy dam radę, czy pozrastam się na tyle, żeby móc sobie pozwolić na te parę godzin poza domem… Nie było łatwo, ale się udało. Kluczowy był test generalny w Lidlu dzień wcześniej, gdy zdałam sobie sprawę, że zdecydowanie muszę wziąć kulę.
Zresztą… na samo miejsce było blisko, na miejscu większość przesiedziałam u dziewczyn z atramentami tankując 20 piór i zbierając jeszcze parę próbek 🙂 Mam mocne postanowienie, że kiedyś te wszystkie testy sfotografuję systemowo i opublikuję w internecie porównania kolorów. Idealnie byłoby mieć to interaktywne, ale myślę, że na początek będzie musiało wystarczyć jak wrzucę to statycznie, z konkretnymi porównaniami już gotowymi wg moich własnych widzimisie.
Ale to przyszłość, a co do Pen Show… No nie było to Tokyo, ale też fajnie, niewiele kupiłam, bo w sumie mam już tego tyle, że trochę głupio kupować dla kupowania, ale 3 atramenty (w tym jeden limitowany stworzony specjalnie na to wydarzenie) przybyły. I dwa ołówki za 6,80 😀
Za rok muszę się zapisać na festiwal kaligrafii, który dzieje się równolegle. Widziałam zdjecia z warsztatów i są mega. W tym zapisy były wtedy, gdy jeszcze bez ortezy nie ruszałam się nawet do wc, więc nie chciałam ryzykować tego, że finalnie się zapiszę i nie dam rady przyjść. Oby w przyszłym się udało 🙂