Wczoraj trafiłam na ten cytat i mnie ruszyło. Bo mniej więcej to robimy.
O rany, ile razy ja się popłakałam przy moim mężu ze śmiechu. To jest niesamowite, żaden człowiek na świecie nie potrafi nie tak rozśmieszyć.
Czy to specjalnie, czy to sytuacyjnie… No niezliczone sposoby na śmiech 🙂
Parę razy gdzieś czytałam, że kobiety w długoletnich (takich 50+) związkach za główny aspekt sprawiający, że tyle w tym związku wytrwały, podawały, że „on umie mnie rozśmieszyć”.
I coś w tym jest. No bo to niemożliwe, żeby mieć pretensje o jakieś pierdoły do osoby, z którą przed chwilą się śmiało do rozpuku 🙂 A właśnie te pretensje o pierdoły są najgorsze i im mniej ich z nas wyjdzie, tym lepiej. Bo w sumie jak się decydujemy z kimś być, to raczej nic „ważnego” nam w nim nie przeszkadza, zakładamy, że „mniej więcej” jest idealnym kandydatem. Zostają tylko jakieś drobiazgi, które prędzej czy później wyłażą na wierzch. A te drobiazgi w obliczu szczerego śmiechu po prostu znikają 🙂
…Ale że nie nagrałam stand-upu mojego męża opowiadającego jak się montuje płyty GK na suficie samodzielnie, bez „kuszo-kołkownicy” i rozpórek, to będę żałować do końca życia 😀