Standardowa agitacja krwiodawcowa za 1… 2… 3…. 😀
Choć dziś to ja nie wiem, czy powinnam, bo najpierw dowiedziałam się, że mam słaby poziom płytek (pomimo że oddawałam nawet przy mniejszych i pioziom był w normie), potem, że panie mnie kojarzą po mojej słabej żyle i że to w ogóle jakaś magia że nie mam problemu z oddawaniem płytek i żartowały, że jakby wiedziały, że to ja, to by poszły do toalety 😀
Ale poza tym to wszystko w porządku, obywatelski obowiązek spełniony 🙂 A jutro krótkie wakajki 😀
Także moi drodzy – kto może, to niech idzie krew oddawać! (i tak, wiem, że duuużo osób nie może, ale tym bardziej zachęcam tych, co są zdrowi, tego sie nie da niczym zastąpić)
No i jeszcze jak się oddaje krew, to się zbiera kropelki (punkty lojaknościowe :D) i można wymieniać na gadżety. Ostatnio zaopatrzyliśmy się w parasolki do Gdańska i ręczniki szybkoschnące, a dziś wzięłam nam koszulki 🙂 W sumie nie chodzę w t-shirtach, ale taki będę nosić z dumą. No i kolor fajny 🙂
A poza tym to ten dzień zapisze się jako dzień jedzenia rydzów! Na śniadanie, obiad i kolację. Bez kitu. I jeszcze jutro obiad i śniadanie będą. Jestem w raju!
A żeby było ciekawiej to M. specjalnie jechał po nie w góry (~2h w jedną stronę). Może nie tak do końca tylko po to, bo przy okazji dowiózł teściom parę rzeczy, ale mimo wszystko. Gdyby nie było rydzów to pewnie by to zrobił później. Albo ja jutro bym tam jechała. Jeżeli to nie jest miłość, to nie wiem co nią jest ♥