Tu powinien być w sumie inny obrazek i jakiś nostalgiczny wpis o tych, których nie ma z nami. Ale nie mam na niego siły w tym roku.
Pomimo że spędziłam ten dzień na południu i tu nie mam żadnych krewnych na cmentarzach, a groby odwiedzane z M. są dla mnie totalnie neutralne, to było ciężko powstrzymać łzy… tyle myśli, wspomnień, skojarzeń, wyobrażeń… Są takie momenty w życiu, że człowiek jest bardziej wrażliwy na takie historie. I „niestety” akurat mi się taki trafił teraz.
Także jak tylko M. pojechał do pracy (tak, niektórzy mają przechlapane), to zabrałam się za doroczne fotografowanie mojej kolekcji piór.
Była piękna pogoda i w sumie miałam ochotę na spacer, ale z drugiej strony to była jedna w swoim rodzaju szansa, żeby wykorzystać dzienne światło do zdjęć. Następnego dnia miało padać, a w tygodniu nie kończę przed zachodem słońca, które i tak będzie coraz niżej… Także szybka decyzja i zrobiłam to.
Czasem się zastanawiam na co mi to. Ale w sumie to są takie rzeczy, nad którymi się nie ma co zastanawiać, bo rozsądek zawsze powie, że to bez sensu. A trzeba robić rzeczy, które pasjonują i ruszają serduszko.
Uwielbiam patrzeć na tę kolekcję. A także mieć tę możliwość wyboru pióra, którym będę pisać w dalszej kolejności. I moment doboru koloru do atramentu. Ech… 🙂

