Jakoś dawno nie robiłam „standardowego” selfiaka po fryzjerze.
Może dlatego, że zwykle już było późno, w naszym tetrisie nie ma „studia” na stałe i wymagało to dość dużego wysiłku.
Teraz też nie było łatwo, i w sumie żałuję, że nikt mi backstage nie zrobił, i nawet M. widząc foty na aparacie rzucił coś w stylu „ciekawe, co z tego uda Ci się osiągnąć” (w domyśle – masz fatalne tło ;-)).
Tak, tło było fatalne, ale jak się odpowiednio tu rozjaśni, a tam przyciemni, to raptem okazuje się, że nie jest tak źle 🙂 Przynajmniej w mojej ocenie jak weźmiemy fotkę „pani po 40-tce” bez makijażu i w bardzo prowizorycznych warunkach.
Gdzieś kiedyś czytałam o eksperymencie fotografa, który robił ludziom fotki przez i po tym, jak im powiedział, że są piękni. Ja dziś usłyszałam od fryzjerki, że ładnie wyglądam (w sumie to nie wiem dlaczego :D). Może rzeczywiście to działa?… 😉

