Dziś z kolei był dzień robienia uszek.
Wyszło nam tego jakoś 150 z haczykiem w standardzie, i kolejne z 50 mega-uchów 😀 Miały niby być pierogi, ale komu tam by się chciało kółka wycinać, kiedy można zrobić kwadraty 😀
M. w tym roku wyjątkowo opornie podchodził do tematu, a tak naprawdę to cała akcja zamknęła się w 2h. Choć nie były to najpiękniejsze uchi jakie zrobiłam w życiu 😀 (swoją drogą jakoś mocno nam się te „uchi” wbiły w słownictwo, może za dużo japońskich wpływów w kuchni ostatnio ;-))
Jeszcze jutro z 4 rzeczy i jakby święta gotowe… 🙂

