I znowu na północ.
Tym razem wygrałam ponad 5h w strefie ciszy i nawet nie było specjalnego opóźnienia (takie poniżej 15min się nie liczy ;-))
Miałam plan przemielenia zdjęć z Gwatemali – już chyba odpowiednio dojrzały, żeby zrobić z tego jakąś galerię tutaj 😉 Niestety zapomniałam myszki, a Lightroom z touch pada to nie jest to co tygryski lubią najbardziej, więc tylko przejrzałam zdjęcia i wybrałam te, w których był potencjał.
Niestety potencjału było na 300 sztuk, więc trzeba będzie coś tam jeszcze z tym powalczyć…
Równolegle walczę z przeniesieniem relacji z Indii i Nepalu z ultramarta.pl, a przede wszystkim żeby dotrzeć do momentu uaktualnienia jej o ostatnie dni w Laddakh, ale to też ciężka walka jest…
Obiecałam sobie, że przez zimę każdy moment, gdy będę miała wolną chwilę, poświęcę na odkopywanie się z fotograficznych zaległości i wrzucanie tu wpisów z podróży. Tyle dobrego, że robiłam notatki, więc jeszcze jest jakakolwiek szansa na sensowną relację. Moja pamięć jest wybitnie wybiórcza i pewne rzeczy by przepadły na amen gdyby nie rejestracja słowem i obrazem…