Dobry miesiąc temu przywiozłam koleżance pióro z lotniska FRA. To samo, co sobie kupiłam w limitowanej wersji akurat niedostępnej w PL.
A to mnie nie było dalej, a to byłam chora, a to zeszło… Ale w końcu udało się zgadać.
Dzięki temu wyszłam jak człowiek po południu do galerii handlowej. Strasznie rzadko to robię, jakoś era zakupów internetowych albo szybkich strzałów po konkretne rzeczy nie sprzyja szlajaniu się po sklepach.
Nigdy nie czułam „obowiązku” ubierania się zgodnie z modą i posiadania nowego zestawu odzieży na każdy sezon. Mam wystarczającą ilość ubrań, ulubione marki a poza tym ciągle czekam z jakąś wymianą garderoby aż osiągnę ten wymarzony docelowy rozmiar, zdecydowanie mniejszy od obecnego 😉
I tak to się kula. Ale fajnie było pochodzić po tej galerii, nawet jeżeli jedyne co kupiłam to puddingi białkowe 😉
A właśnie! Bo byłam baaardzo dzielna – zaszłam do TKMaxx, było duuużo notesów i nie kupiłam ANI JEDNEGO! Trochę dlatego, że czai się Japonia na horyzoncie i szykuję przestrzeń na zakupy tam, ale i tak uważam, że byłam bardzo dzielna. Nawet bez jednego małego. A był taki fajny z sową… 😉
