Prawie jak majówka 🙂
Złożyła nam się potrzeba przywiezienia mężowej fury zimowanej w górach, z potrzebą wywiezienia tamże paru kartonów zbędnych przy remoncie, więc zgarnęliśmy po drodze dziecko i pojechaliśmy na jeden dzień na „łono natury”.
Nawet udało nam się skończyć z jakimś względnym ogniskiem, nawet jeżeli się zaczęło od technicznego i porządkowego.
Szkoda, że nie było czasu, żeby tam zostać na dłużej… Ale powrót pod prąd wszelkich korków był super. Niestety moja nożna wytrzymałość już nie była taka super i poddałam się jeżeli chodzi o plany jeżdżenia do Gdańska. Takie 1.5h wytrzymam, ale 5.5h już nie bardzo…