Lubię ten moment, gdy nadchodzi czas na kolejny zeszyt do porannych stron. W sumie to niby tylko 3 strony dziennie, a już 20-sty notes. Już czy dopiero?
Jutro zacznie się 174-ty tydzień. Czasami się zastanawiam po co to robię. Po co te codzienne zdjęcia, po co te strony. Po co ileś tam rzeczy, które robię regularnie lub kolekcjonersko.
I myślę, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi.
Bo z jednej strony – po nic. Z wielu rzeczy nie mam żadnego wymiernego zysku. A z drugiej strony – po wszystko. Bo buduje to we mnie wytrwałość, dyscyplinę, rozwija różne umiejętności, sprawia, że mam poczucie osiągnięcia czegoś. Dzień po dniu udowadniam sobie, że kropla drąży skałę i że takimi drobnymi akcjami można finalnie stworzyć coś wielkiego.
Pomijają już w ogóle aspekt „magiczny” pisania tych stron. O tylu rzeczach mi przypomniały, tyle uświadomiły, na tyle pomysłów wpadłam w tym czasie. To jest niesamowite jak taka uważna rozmowa z własnymi myślami codziennie rano może poszerzyć spojrzenie i zmusić do sprawdzenia, czy inne tory myślowe przypadkiem nie były by właściwsze.
A poza tym ja lubię samą czynność pisania.