A jednak złamana…
Jeszcze szłam taka zadowolona do pani doktor, że a skręciłam kostkę, ale nie jest złamana, bo mogę obciążyć itp itd. No i tyle z tego było…
Nigdy nie miałam nic złamanego. W sumie w pierwszym momencie to było takie wrażenie, że boli za bardzo, i że coś tam jednak chrupnęło. Ale… no cóż, to jest naturalne, że wypiera się złe rzeczy.
Przecież tyle razy skręcałam kostkę, nawet w tej drugiej więzadło czeka na decyzję o rekonstrukcji, a tu miałabym coś złamać? W tak banalny sposób? No jak…
Czasami to jest niesamowite – bo nie tylko ja tak mam – że człowiek robi jakieś szalone i ryzykowne rzeczy, szlaja się po świecie, uprawia ekstremalne hobby, a suma sumarum wszystkie uszkodzenia ma z jakichś podrzędnych spacerów. Złamać nogę na placu zabaw pod domem… no żesz 😉