Uważam, że ten, kto wymyślił, żeby wylewka na mokro miała różowy kolor, miał fajny dystans do budowlanego życia 😀 Wyglądało trochę jakbyśmy lukrowali tę podłogę.
O ile przy tynkach miałam w miarę „wolne”, to tu musiałam się przydać – jak M. raz w to wdepnął to już nie miał jak wyjść, a podawać wszystko trzeba było.
To jest w ogóle fajne uczucie – taka pewność, że jakby mnie los przepchnął w zupełnie inne rejony robocze i zamiast oglądać kompa, miałabym oglądać kastrę – to też bym sobie poradziła.
W sumie to ten potencjał i sposób myślenia, który wyrobiłam sobie już w dzieciństwie, jest podstawą tego, że mam jakieś takie życiowe poczucie bezpieczeństwa. Że jak napotykam problemy, to z automatu szukam rozwiązań, bo wiem, że jakieś będzie. Że jak wywalają drzwiami, to można wejść oknem. Że jak umiesz zrobić biszkopt, to i wylewkę wymieszasz (i odwrotnie swoją drogą).
A poza tym to jest poczucie wolności. Braku ograniczeń. Dopóki mam sprawne ciało i mózg „niemożliwe nie istnieje”. Oczywiście w ramach zdrowego rozsądku 😉
No i nie ukrywajmy – własnoręczność własnoręcznością, ale to uczucie, kiedy ktoś robi coś za Ciebie też jest piękne 😀