Pierwszy dzień w nowej rzeczywistości.
Bosz, jak ja nie lubię być po tej stronie łańcucha dostaw pomocy. Pomagać komuś jest o wiele łatwiej niż przyjmować tę pomoc.
Dziś nawet nie zeszłam na dół do kuchni, śniadanie zrobił teściu, mąż zostawił wieczorem termosik z piciem. Jeszcze się okazało, że zrobił mi galaretkę, żeby mi się dobrze wszystko zrastało… =) Wzruszyłam się ^^
W sumie pół dnia przespałam.
Tak, chciałam mieć więcej czasu wolnego, ale tylko od pracy, z możliwością wykonywania wszystkich innych rzeczy. A tu w sumie nic nie można. No Kindle działa. A najlepiej chyba to spać 😉
Choć spanie w jakiejkolwiek innej pozycji niż na plecach też jest ciężkie. Wszystko staje się jakieś takie cięższe i leży dalej niż by się wydawało 😉 Człowiek zaczyna planować przemieszczanie się, żeby bynajmniej nie musieć wracać po coś. A wyjście na siku to wyzwanie.
Dobrze, że chociaż robienie zastrzyków przeciwzakrzepowych jakoś mi wychodzi, choć też jest nieco bolesnym punktem dnia.
A to była tylko mała gumowa piłka…