Haworsja mi zakwitła! 🙂
Bosz, to takie cudowne uczucie, gdy kwiatek, który marniał i był na skraju wylądowania na śmietniku, jednak odżywa i jeszcze rośnie lepiej niż przeciętnie.
Za każdym razem przypomina mi to, że jednak warto poczekać do samego końca, zanim się stwierdzi, że z danej roślinki już nic nie będzie.
A żeby było ciekawiej, to właśnie doczytałam, że u mnie ma warunki zupełnie nie takie, jakby chciała 😀 Ale daje radę 🙂
Dodam jeszcze tylko tak w temacie kwiatów, że nasza monsterka, którą M. przytargał do domu jakieś niecałe 3 lata temu jako taką półmetrową roślinkę, ma teraz półmetrowe liście (z podwójnymi dziurami! :D) i sięga sufitu, a jej malutkie 3 listki odnogi, które rozsadziłam, żeby ich duża roślina nie zagłodziła, mają teraz swoją własną malutką odnogę. Mam nadzieję, że opanujemy jakoś tę klęskę urodzaju dopóki nie będzie tu większej kwietnej przestrzeni…