Dziś miałam trochę leniwy dzień, tyle co zrobiłam obiad.
Mąż działał przy płocie w ogrodzie a ja w sumie niewiele mogłam zrobić. Ale to dobrze, dzień restu się przydał, zegarek z poprzedniego dnia pokazał 18k kroków. Pomimo że z domu nie wyszłam…
A zdjęcia rododendronów miałam już cyknąć pod paru dni, i trochę żałuję, że tego nie zrobiłam, bo była dużo lepsza pogoda. Ale cóż.
W ogóle za każdym razem jak one tu kwitną to sobie przypominam, jak z dziewczynami, z którymi byłam w Nepalu, obiecywaliśmy sobie, że pojedziemy tam kiedyś na wiosnę, zobaczyć jak te lasy rodondrenowe kwitną. I czasem przechodzi mi przez myśl, że te z ogródka będą musiały wystarczyć…
….ale może jeszcze się uda. Chciałabym M. tam zabrać.