I znowu się udało dostać czekoladę 😉
Tym razem nie ma fot z samego oddawania, bo lecę na zastępczym telefonie z epoki, gdy smartfony jeszcze nie były w stanie zastąpić aparatów foto 😉
Ale tym razem też było dość ciężko, te płytki nie są tak przyjemnie jak oddawanie krwi (tęsknię trochę za tą podonacyjną euforią ;-)), a mi się jeszcze coś źle poukładało tym razem i przez większość czasu miałam zdrętwiałą rękę.
Ale szybko minęło i wszystko wróciło do normy, a satysfakcja jest :>
Tylko jak tu dwie osoby miesiąc w miesiąc przynoszą po 2 paczki crunchy i słoik masła orzechowego do domu, to nie ma komu tego przejadać 😉