Teoretycznie było pełne zaćmienie księżyca, ale byliśmy zbyt zarąbani robotą, żeby jeździć i szukać fajnych miejsc na nie, a z naszego domu było widać dopiero późniejszą, już częściowo odkrytą wersję.
Ale żeby nie było, że jesteśmy takimi paździochami i na lenia robiliśmy te zdjęcia – wyszliśmy na dach! A ja na dodatek podpięłam mężowski obiektyw, żeby mieć trochę większą ogniskową.
Co prawda zdjęcie wyszło takie se, ale jest 😉
W odwodzie miałam zdjęcie bałaganu na strychu, więc w sumie może lepiej to… 😉 Nawet jeżeli ten bałagan był już mniejszym bałaganem niż wcześniej, bo zaczęliśmy znosić pierwsze rzeczy do garażu…