Daily · 01.06.2024

1.06.2024

Ostatnie spojrzenie na góry w tej edycji.

Mój mąż musiał niestety iść do pracy, więc nasz długi weekend w sumie był krótki. Ale i tak warto było, jakoś inaczej się oddycha poza miastem. A nawet krótkie oderwanie się od pracy i domu robi robotę.

Poza tym – jak przystało na osobę, która ma wysoki próg wyjścia z nory, pomimo, że jej życie wcale tego nie udowadnia – takie „wolne” popołudnie z dostępem do gniazda też jest w cenie. Szczególnie teraz jak mam swój mały piórowy grajdołek.

Choć suma sumarum zamiast piórowego grajdołkowania to zrobiłam pranie, ogarnęłam coś tam w domu, a potem stwierdziłam, że zrealizuję na dzień dziecka pomysł, który miał być na nieodległe urodziny M.

Otóż… w mojej rodzinie od nie wiem kiedy była tradycja, że na wszystkie święta dostawaliśmy misie lub zajączki z Lindta. Te złote figurki były jakimś takim symbolem świętowania i przyjemności. Oczywiście zasiałam tę tradycję na śląski grunt takoż, zresztą jakby nie patrzeć nikt nie będzie oponował, że dostaje czekoladę, co nie? 😀

Mój mąż miał tylko małą uwagę, że ten zajączek, to tak głupio, że w środku pustka hula, i on by chętnie takiego pełnego przygarnął. To mi od razu trybiki, w promce powielkanocnej wyhaczyłam zajączki i tak czekały na ten dzień, kiedy to w przypływie szaleństwa wypełnię jednego pozostałymi.

Jakby ktoś chciał wiedzieć – w jednego zajączka wchodzą prawie dwa przetopione (tak 1 i 3/4). Dorosły mężczyzna teoretycznie nie mający limitu na pożeranie czekolady może mieć problem z pokonaniem takiegoż na raz. Mój miał 😉

Nie było łatwo, ale było warto =)

1