Z tymi stronami jest trochę tak jak z chlebem – niby się robi regularnie, od lat, a i tak człowiek od czasu do czasu przystaje w zdumieniu, że to co robi rzeczywiście się dzieje.
171 tygodni. Prawie 1200 dni. 29 miesięcy. Dobrze ponad 3 lata.
A to miało być tak tylko na trochę, bo przeczytałam książkę, bo akurat był taki okres mojego życia, że to odblokowanie artystyczne było mi potrzebne. I co? I moje życie artystyczne przeszło w stan uśpienia, a strony pozostały. W sumie nie wyobrażam sobie życia bez nich. Taka poranna gimnastyka myśli i emocji, a także moment, w którym przychodzą pomysły.
O ile rzeczach mi strony przypomniały, na ile pomysłów wpadłam pisząc o zupełnie innych rzeczach to nie zliczę.
A poza tym ja po prostu lubię pisać i ten „obowiązek” sprawia, że mam gdzie się wyżyć. To już tak wrosło we mnie, że jak mówię, że „idę się odpisać” to nikt się nie dziwi.
Chciałabym jeszcze tak oprócz tego „odpisać” mieć nawyk „odćwiczenia”, ale jakoś nie wiem, aż tak wcześnie nie udaje mi się wstawać, a strony to tak 30 minut trzeba liczyć. Chyba że dużo myśli pobocznych, to dłużej 😉
Poza tym odpisywanie ma więcej gratyfikacji od razu, od pierwszego słowa, a odćwiczanie się wymaga a) jakiegoś miejsca, b) stroju, c) prysznica po jak było intensywniejsze. Wiem, że szukam wymówek i gdybym tak naprawdę chciała to bym znalazła sposób.
Ale tak jak ludzie patrzą na mnie i nie mogą zakumać jak to jest, że gdzieś po tym wszystkim siedzi introwertyk, tak patrzą na to co robię, i nie mogą zakumać, że tam pod spodem siedzi leń. No siedzi. I trochę nie chce mi się go ruszyć 😉 😀