Ten moment, gdy jest po 21, przypominasz sobie, że w sumie to nie masz zdjęcia (i to tak naprawdę nie masz, jedyną fotką z telefonu jest zdjęcie słoika liści laurowych, i to w pionie) i chodzisz po domu szukając inspiracji.
Coś tu leżało do odłożenia do pokoju dzieciaków, poszłam, ale tam też zero motywów. Już wychodząc spojrzałam do góry – a tam ten łapacz snów. Zrobiłam go małej w prezencie na ostatnie urodziny. W sumie nie wiem, czy o nim pamięta.
To była fajna robota, lubię gdy życie mi pozwala na takie atrakcje 😉
A tymczasem ciągle coś, tu coś załatwić, tam ogarnać, tu już wizja remontu, tu planowanie urlopu. Tak – to są rzeczy, które są rewelacyjne – no kto by nie chciał wyjechać albo mieć nowej łazienki?
Urlop niby dwutygodniowy, niby „w domu” (tak to się porobiło, jak z mieszkania robi się „apartament nad morzem”, który jest atrakcją dla dzieciaków :D), a tak się chyba ułoży, że i tak będzie ciągle coś 😉 Jak dwa dni posiedzimy „na tyłku” to będzie wszystko.
I tylko w tym wszystkim cenię te ukradzione chwile, w których można się zatrzymać i po prostu być. Albo robić takie totalnie niepotrzebne nikomu rzeczy, które po prostu uważa się za ładne bądź fajne.
(Pomińmy milczeniem fakt, że jakieś 2 lata temu kupiłam z 3 kilo tych sznurków, na które miałam wielkie plany… :D)