Czy przypadkiem przy poprzednim wpisie nie wspominałam, że nadmiar IR może nie być fajny? 😀 I akurat tak się złożyło, że wyszły dwie takie foty pod rząd. Nie przewidziałam, że będziemy jechać przez to miejsce i nie miałam przygotowanego aparatu – a wręcz zakitrany gdzieś w czeluściach bagażnika (do którego doszła jeszcze gitara i 3 kobiałki truskawek, także ten luz z jazdy w tamtą stronę lekko zniknął ;-)). Całe szczęście M. miał swój pod ręką.
Także moi drodzy – tym razem taka wersja mojego nowego drzewa.
Nie mogę tylko zrozumieć dlaczego nie załapałam faktu, że M. ma nexa pod ręką i nie zrobiłam mojego „pierworodnego” drzewa też tym aparatem. Fajne niebo było, a mam tylko fotę z komórki…

PS. M. cały czas ma problemy z kolanem i kostką i prowadzenie samochodu go boli. Podjęłam wyzwanie i przejechałam całą trasę. Od odpalenia fury (vel próby odpalenia, plus pół godzinki na ogarnięcie odpalenia na kable… chyba szykuje mi się nowe aku :D) do zajechania do domu (w tym krótkie zahaczenie o Lidla) pykło 12 godzin… Nie wiem kto wynalazł tempomat, ale uwielbiam tę osobę 😀