I to by było na tyle.
Wpaść, ogarnąć, zapalić ognisko, co by teściu nie zachomikował zbyt dużej partii odpadów porządkowych, i wypaść.
Ale i tak nawet taka chwila, gdy można sobie siąść z mężem, popatrzeć w ogień, posłuchać świerszczy, pooddychać trochę innym niż miejskie powietrzem, jest bezcenna. Szczególnie jak człowiek zalatany, z remontem na głowie i ciągle w korkociągu jakichś spraw. Warto się czasem doprowadzić do tego, że tapet jest pusty, bo nawet jakby się chciało go zapełnić, to nie bardzo jest czymś w danej konfiguracji.
I jedynym sensownym wyborem jest odpoczynek.
Choć to był taki odpoczynek, że mi zegarek rano powiedział, że mam 11% zasobów 😀