I kolejna rzecz, którą niby kocham, a do robienia której ciężko mi się zebrać.
Dobrze, że młoda złapała bakcyla (przynajmniej na razie), to w ogóle weszłam na lód jeszcze w tym roku 😉 I w sumie to chyba nawet dobrze, że nie pognałam pod razu „standardowym” tempem tylko tak wolniej, dziecka pilnując itp itd… Forma zdecydowanie nie jest ta co kiedyś…
Miałam w ogóle jakieś plany sezonu rolkarskiego (0 razy), potem miałam chodzić na lodowisko od września (zaczęłam w listopadzie)… No cóż. Cieszę się, że w ogóle dotarłam 🙂
Bo to takie fajne jest 😀
Choć dziś mi się śniło, że miałam iść na lodowisko z tatą, ale pod samym budynkiem zorientowałam się, że zapomniałam kupić biletów a już nie było. I jak wychodziliśmy to mi aplikacja powiedziała, że nie ma już biletów na „naszą” godzinę. A przecież kupowałam. Pierwsza myśl, że płatność nie poszła i nie zwróciłam uwagi na końcowy komunikat, ale okazało się, że wszystko dobrze. Mieliśmy bilety. Ale ciepełko przez moment się zrobiło 😉
Ciekawe czy wybiorę się jeszcze sama zanim dzieciaki na święta zjadą…