Nie wiem, czy dziecko było najszczęśliwszym dzieckiem z naszym wyborem „odpoczynku od urlopu” w domu, ale przynajmniej przejechaliśmy się rowerami (to JEST aktualnie wyzwanie u nas obojga) do parku Kościuszki i młoda poszalała na placach zabaw.
Niby miałam aparat, ale jakoś niespecjalnie mam ciekawsze foty z tego wypadu. Więc będą kwiatki. Kwiatki zawsze są na propsie 🙂
A propos kwiatków, to – odpukać – moje domowe najadły się jakiegoś szaleju i popiedzielają jak dzikie. Może to ta woda z rybek 😉 W każdym razie nasza tycia monsterka, co miała być tycia dopóki nie skończymy remontu wypuszcza liścia za liściem i już zaczęła je dziurawić. Parapet skończył się już dawno, ale już prześwit w oknie też się powoli przytyka… 😉