Jeszcze jakoś w maju M. kupił krewetki do akwarium. Wpuścił, były i… zniknęły 😀
Jedna jeszcze chwilę chodziła po rurce i tyle ją widzieliśmy. Nie mówiąc o dwóch niebieskich maluchach, które w ogóle się rozpłynęły w nicość. Jednego jeszcze widziałam na następny dzień, a od tej pory ani razu.
Ale najpierw od czasu do czasu gdzieś z gąszcza rośliny zaczęła się pojawiać jedna. Potem pojawiały się 2 na raz. Potem zaczęły odpływać od rośliny na korzeń. M. nawet raz widział 3 na raz. Jestem bardzo ciekawa kiedy zobaczymy całe stadko. A jeszcze bardziej ciekawa, czy te małe jeszcze tam istnieją, czy skończyły w jakiejś rybie 😉 Niby nic tu drapieżnego nie pływa, ale to nie było duże, jakaś mogła się pomylić 😉
Swoją drogą robienie zdjęć czemuś niewielkiemu w akwarium to jednak trochę sztuka. Zrobiłam 21 zdjęć, te jest najbardziej ostre 😉