Bosz, jaki dziś był „bezsilny” dzień.
Tym razem załapałam się na „warsztat męża” z daily i super, bo w sumie nic więcej szczególnie nie zrobiłam – jakieś tam drobne rzeczy przy nowej stronie i porządki w papierach.
Wyjątkowo nam się nic nie chciało, i jak dziś przeczytałam na czacie ze znajomymi, że u nich też była taka padaka, to zrobiło mi się jakoś lepiej.
A jeszcze obudziłam się z dziwnym snem, jak Kowalczyk prowadziła malucha na jakimś rajdzie i jechała wąską drogą ze strasznie nisko zawieszonymi nad nią gałęziami, i w pewnym momencie wielki pająk zaczął jej wchodzić na twarz, a ona nawet nie drgnęła, tylko jej pilot go wziął i wyrzucił przez okno, co mnie obudziło 😉
A we wcześniejszym śnie uczyłam się jeździć traktorem z algorytmów drukowanych na dużych arkuszach papieru i z zajęć wyszłam z pokaźną rolką tychże.
Także tego.
I potem człowiek ma wstać wypoczęty i rześki 😉

