Ciężko się robi foty nosząc karton gipsy, więc macie kota 😉
Swoją drogą też przez moment byliśmy jak ten kot, padnięci po robocie byle jak na łóżku. Mi się oczywiście odpaliło od razu, że jeszcze to, jeszcze tamto, jeszcze owamto, a może byśmy zrobili to, gdy tamto i cały ten majdan w głowie.
Coś tam zaczynam mówić do M., a ten z takim stoickim spokojem, dosadnie, obejmując mnie mocniej rzucił „Leż, nie [cenzura]piernicz[/cenzura]” 😀
Jak mi to zrobiło dzień.
Ale uświadomiło mi też, jaki mam problem z bezczynnością i odpoczynkiem. Przecież narobiliśmy się jak dzikie prosiaki, zasłużyliśmy na to, by chwilę odpocząć, nogi w dupę mi wchodziły konkretnie, bo te karton gipsy w wersji akustycznej lekkie nie są, a i tak miałam problem z tym, żeby nic nie robić.
Gdzieś ostatnio przeleciała mi roleczka z pytaniem „czy oceniasz się przez perspektywę tego co robisz?”. I trochę tak mam. Jak nic nie robię, to jestem bezwartościowa. Nie wnoszę nic do świata.
A przecież nie jestem duracelkiem, nie muszę działać non stop na wysokich obrotach….