Dziś od rana lało, więc zrobiliśmy sobie dzień restu. Nawet nie wiedziałam jak był potrzebny, dopóki nie poczułam różnicy w tym jak noga podaje na ostatnich schodach przy wyjściu z metra dziś tylko 10k kroków.
Przeszliśmy się na obiad 20m od hotelu (pycha!), a potem na romantyczne zdjęcia w deszczu do pobliskiej dzielnicy, w której miało być więcej neonów odbijających się w kałużach.
Nasze parasolki zaczęły przeciekać, więc kupiliśmy takie standardowe japońskie przezroczyste – mają to tu praktycznie na każdym rogu za 500-700 jenów w zależności od rozmiaru. Wzięliśmy mniejsze z nadzieją, że się zmieszczą do walizki, ale niestety musiały zostać w hotelu. 13zł sztuka, więc nie było aż takiego wielkiego smutku, szczególnie, że się przydały. Choć trzeba było je zdecydowanie kupić wcześniej. Bo fajne zdjęcia mogły być. I przezroczysta parasolka to jest game changer jeżeli chodzi o chodzenie po mieście.
A jeszcze odnośnie parasolek, to przed większością sklepów są stojaki z workami na nie, żeby nie kapać w środku, albo takie „otrząsacze” w których można otrzepać parasolkę z wody. No rewelacja.