Bosz, jaki to był piękny dzień 🙂
Ciepło, słonecznie, musieliśmy pojechać w góry odwieźć retro-furę na zimowanie, przy okazji zawożąc kolejny ładunek cargo na przechowanie. Mieliśmy przyjechać, rozpakować, wypić kawę, napisać strony i wrócić jeszcze zanim się zaczną powroty z weekendu.
Ale M. przeszedł się po działce i wrócił z garścią grzybów, no i mi się odpaliło… Jakie tam strony, po co strony, idziemy na grzyby! 😀
Przeszliśmy się na godzinkę, może dwie, przynieśliśmy 2 kobiałki grzybów – w tym największego maślaka (zdrowego) jakiego widziałam w życiu. Ale to było piękne uczucie go znaleźć! Było naprawdę fajnie i tak bardzo nie chciało się wracać do domu…
…i tylko dodam, że wracaliśmy prawie 3 godziny (o godzinę dłużej niż zwykle), bo korki były niemiłosierne, a googlowe objazdy chyba gorsze niż sam korek w sobie.
Ale warto było zostać tam dłużej =)