Ale dobrze się czasem wyrwać z remontowej codzienności… Ściany schną, a my jedziemy na północ.
Lubię podróżować z M., jest w tym coś fajnego. Takie abstrakcyjne „pstryk” i już jesteśmy gdzieś indziej, w innym kontekście, rzeczywistości, tempie…
Wyjątkowo szybko nam zleciała ta droga, i wyjątkowo ładny był zachód słońca.
Był to też test bojowy mojej nogi i wyszło całkiem spoko, myślę, że jeszcze takie 2-3 tygodnie i będę mogła myśleć o samodzielnej trasie – do pracy raczej M. ze mną nie pojedzie… 😉