Schody. Moje nemezis ostatnio…
No może nie jest aż tak źle, bo jednak jakoś je pokonuję i to ostatnio nawet nie na tyłku 😉 Ale nie jest to proste. W dół to jeszcze jako tako, ale w górę to ręce trochę dostają 😉
No i generalnie chodząc o dwóch kulach nie da się mieć niczego w rękach, więc trzeba mieć plecaczek. Jak chce się wziąć sobie coś do picia z kuchni na górę, to musi być w butelce lub kubku termicznym. Itd., itp…
Trochę mi się już wyczerpał limit na „rumakowanie” – jak byłam młodsza miałam większe zapędy do dzielności ponad miarę, do pokazania wszystkim, że tak, dam radę, nie ma że boli. Teraz staram się odpuszczać, pozwolić sobie pomóc.
Za każdym razem jak mi głupio, gdy ktoś coś dla mnie robi, staram się zastanowić, czy dla mnie byłby problem zrobić to na jego miejscu. I najczęściej wychodzi mi, że robiłabym to z przyjemnością. Bo to przecież fajnie jest pomóc komuś. O wiele fajniej niż musieć tę pomoc przyjmować…