Są takie dni, kiedy totalnie nie mam weny na to daily. To był jeden z nich.
Coś tam do ogarnięcia przed wyjazdem, w pracy intensywnie, trochę dłużej żeby nadrobić rehabilitację. I o… nic na tyle ciekawego, żeby było warto to focić.
Całe szczęście, że mąż gdzieś poszedł i zostawił aparat w częściach i jeszcze taka ładna śrubka wystawała 🙂 Te śrubki to jest w ogóle osobna historia, w pewnym momencie nawet upolowałam gdzieś na amazonie pudełko mikro-śrubek, żeby były na zapas, bo one latają w okolicy mężowskiego biurka w bardzo losowych konfiguracjach 😉