Drugi dzień weekendu miodowego =)
Fajnie, gdy jedynym planem na dany dzień jest pójście na basen.
Swoją drogą nie możemy dotrzeć na ten basen od ślubu. Ale w końcu nie jesteśmy cyborgami, przygotowanie i sprzątnięcie po tej całej zabawie było dość wymagające. A poza tym zeszło ciśnienie na formę przed ślubem, a sesję planujemy za parę miesięcy, wiec ciśnienie zeszło 😉
Ale tak jak już emocjonalnie „jestem u siebie” to chciałabym jeszcze fizycznie wrócić do tej Marty, którą byłam. W sumie patrząc tak całościowo, to jestem już w jakichś 2/3 drogi. Po 40-tce ta droga się jakby ciut wydłuża, ale nadal jest możliwa do przejścia.
…ale na razie, w ramach wyjadania resztek poweselnych, dziś robimy pizzę 😀