I znowu zmieniliśmy miejscówkę.
W sumie to nawet się cieszę, że to było już przedostatnie pakowanie. Choć przegrałam w tetrisa i nie udało nam się zabrać kompa dla dziecka. Następne kombi musi być większe 😉
Ale trzeba przyznać, że po takim intensywnym urlopie przyjechanie do mamy miało jeszcze więcej uroku niż zwykle.
Niby już jestem dużym dzieckiem, niby powinnam bardziej pomagać niż korzystać, ale nadal – gdzieś w głębi duszy jakaś odpowiedzialność życiowa odpada, ciało jest karmione i w ogóle jakoś oddycha się lżej.
Może już pogody specjalnie nie wystarczyło na poczucie „pełnego lata”, ale i tak udało się przekąpać dzieciaki w jeziorze. Przy ognisku już specjalnie się nie udało posiedzieć, ale rozpalić rozpaliliśmy 😉