Ostatnio z M. wykombinowaliśmy taki układ, w którym ja idę na podwójny basen, a on robi siłkę + basen. Poprzednio to sobie przepłynęłam kilometr kraulem, a potem trochę popływałam inaczej, poskakałam, dłużej posiedziałam przy biczach.
Tym razem stwierdziłam, że pływam kraulem, póki nie padnę. I w sumie mogłabym jeszcze trochę, ale ostatnio mam problemy z barkiem, więc zdroworozsądkowo stanęło na 2.5 kilometra.
Dwa i pół kilometra kraulem. Fakt, że tempo fatalne, daleko mi do przedzłamaniowych 2:20/100m, ale i tak jestem z siebie dumna, że w obecnych okolicznościach było to możliwe.
Szczególnie, że jakby mi ktoś 5 lat temu powiedział, że będę w stanie przepłynąć 10-20 (a nawet więcej) długości basenu kraulem bez zatrzymania, to bym go wyśmiała, bo przecież umierałam po jednej 😉
Gdyby tylko jeszcze było jakieś magiczne zaklęcie na bycie umytą i wysuszoną po tym basenie, to by mi się jeszcze bardziej chciało 😀 uwielbiam być w wodzie, ale nie cierpię suszenia się 😉