Taka tam niedziela.
W ogóle przy wpisie z dnia wczorajszego spytałam się M. kiedy wyrzucaliśmy folie po szlifowaniu. To jest niesamowite, że to było wczoraj. Ja nie wiem, jak się robi miłe rzeczy to weekend mija jak mrugnięcie, a tu mam wrażenie, że spokojnie z 3 dni przeszły pełne roboty…
Ale wygląda na to, że zepniemy się z czasówką. Choć wydaje się to czasem nieprawdopodobne przy tym, ile mamy tu przeciwności i opóźnień.
W sumie przestałam się tym stresować i przeszłam na tryb „co ma być to będzie” leżąc ze złamaną nogą. A jak M. do mnie zadzwonił, że sobie też swoją zepsuł, to już mi w ogóle wszystko opadło.
Nie przewidzimy wszystkiego. Więc wystarczy robić swoje i liczyć, że reszta jakoś się sama dorobi. Podobno co ma być to będzie, więc nie zamierzam się z tym kłócić.
…choć czasem obojgu nam się wymsknie, że fajnie by było, jakby już było, to co chcemy, żeby było 😉