I kolejny model w moim piórowym studiu.
Akurat nie miałam pomysłu na zdjęcie a młoda przyszła z dodatkowym serduszkiem, żeby dorzucić do „obroży” Piesia.
Swoją drogą tego Piesia to wydębiła ode mnie na ostatnich wakacjach, „będzie wszędzie ze mną jeździł” – i na razie jeździ. W sumie fajnie, że maskotka z takiej „w walizce pod łóżkiem” stała się ukochanym przyjacielem małego człowieka 🙂
To jest w ogóle ciekawe jak takie różne drobiazgi wklejają nam się w serduszka. Mam jeszcze zieloną wiewiórkę, którą dostałam od dziadka, którą mi pogryzł pies, mama chciała wyrzucić. Mam i nie oddam.
Niektóre rzeczy i zdarzenia przemijają niezauważone, unikają zapamiętania, nawet gdy potem ktoś coś przypomina, albo oglądamy stare zdjęcia, to ciężko jest sobie skojarzyć kto co i dlaczego. A niektóre wpadły w nasze życie na mgnienie oka i zostały na zawsze.
I pomimo, że twierdzę usilnie, że nie ma przypadków, to czasem ciężko stwierdzić, co miałoby być celem takiego zdarzenia. Może to, żeby wzbudzić w nas jakieś większe emocje? Byśmy się uczyli co to znaczy stracić? Albo obawiać się straty? Jak to jest jak nam na czymś zależy? Jak się starać, żeby coś ochronić?… W sumie same dobre lekcje życiowe.
A to tylko jeden mały Piesio o czterech serduszkach 😉