Mama mnie spytała, czy nie mam jednego zdjęcia gdzieś tam w zdjęciach po babci, i tak po drodze trafiłam na Wiewiórkę.
Jest to wiewiórka, którą dziadek mi kupił jak miałam 7 czy 8 lat. Na targu od ruskich, w miejscowości z której pochodził. Potem mi ją pies pogryzł, a mama chciała wyrzucić. Całe szczęście zdążyłam zareagować i Wiewiórka została.
Czasem pewne rzeczy znaczą dla nas więcej z niewyjaśnionego powodu.
Przecież nie potrzebuję tej Wiewiórki, nie jest specjalnie ładna, jest zniszczona, nie stanowi żadnej materialnej wartości. Ale jest. Jest moja, ocalona.
I póki żyję, będę jej bronić.