O rany, jak to pięknie pachnie =)
Mąż musiał tu wczoraj usunąć jedną gałąź na drodze nowego płotu. Mówiłam mu, że chętnie przygarnę kwiecie tego bzu do domu, ale trochę zapomniałam o sprawie. Jak się okazało potem – on też, i dziś rano przed pracą (wyjeżdża z domu o 5:30, to tak żeby było czuć większy dramatyzm tego poświęcenia) jeszcze mi ratował te gałązki.
Tylko konwalie potrafią to przebić, ale na to jeszcze trochę będzie trzeba poczekać.
I w ogóle uwielbiam wrzucać takie piękne zdjęcia na to daily, ludzie patrzą i widzą sielankę, a tam w tle totalny zapieprz, fura rzeczy do wywiezienia zapakowana po dach („po co Ci kombi, kobieto?” odcinek 5368, ale przynajmniej jutro zobaczymy góry :)), powoli wszystko przygotowywane pod remont, pincet myśli w głowie, żeby pamiętać o tym, że ten pomysł na to co zrobić z tamtym to trzeba sprawdzić czy zadziała jak się zrobi te 5 rzeczy przed tym i tak dalej…
Mam taki wesoły zeszyt na zapisywanie tych wszystkich remontowych rzeczy. I te zapiski są tak zabawnie śmieszne po jakimś czasie, jak już przeoramy trochę tego na rzeczywistość. Choć chyba nadal wygrywamy w tetrisa.
Czasem się zastanawiam w którym momencie polegnę i stwierdzę, że czegoś się nie da…