Skończyliśmy prawdziwy urlop, to zaczynamy taki po polsku, tyle, że wersji po pracy…
Choć może nie powinnam używać tu za bardzo liczby mnogiej, bo mój mąż zapierdziela, a ja marudzę, że się źle czuję i bateryjki kończą mi się koło 19…
Tak, naprawdę leżałam w łóżku, kiedy on tynkował za ścianą. Strasznie dziwne uczucie. Ale naprawdę mnie coś siekło…
Czasem żałuję, że nie mamy po 10 lat mniej. Z jednej strony to by było zupełnie inne życie jeżeli chodzi o fizyczność i „siły witalne”. Ale z drugiej myślę, że bylibyśmy o 10 lat głupsi i pewnie nie dotarlibyśmy do tego momentu, w którym jesteśmy teraz.
Może trzeba się pogodzić z tym, że w dniu mieści się mniej niż kiedyś. Że trzeba inaczej mierzyć siły na zamiary. Ale w końcu idziemy do przodu…
…a to wszakże tylko remontowe preludium…