Czasami przychodzą takie chwile w życiu, że jedyne co pozostaje to rzucić monetą.
Rzuciłam tą monetą i wyszło w sumie na nieuniknione w obecnej sytuacji – remont przekładamy na wiosnę. Nasz majster zrobił to co robią majstrzy w piosence, tylko nie z dachu a z drabiny. No i oczko, albo raczej łękotka, odpadła temu misiu i tyle z roboty…
I w sumie uczucia mieszane – z jeden strony nastawiliśmy się mocno, i ta pełna szpula i tetris, miesiące przygotowań, wszystko praktycznie gotowe na wejście ekipy (cud boski, że zostawiliśmy sobie zdejmowanie boazerii z dachu na sam koniec), a tu lipa.
A z drugiej… byliśmy mocno zajechani, na granicy wytrzymałości, zaczyna się robić zimno, i w sumie taki przymusowy przestój nie jest jakiś niechciany tak do końca 😉 Poza tym może się okazać, że technologicznie będziemy wygrani na tym manewrze i paradoksalnie wszystko może wyjść lepiej niż jakbyśmy cisnęli teraz…
….tylko już się doczekać tej nowej przestrzeni nie możemy…