I znowu ten moment, gdy radość ze słońca za oknem miesza się z dyskomfortem gdy świeci prosto w oczy gdy się pisze 😉 Może i mogłabym zrobić lepszą fotę z tego dnia, ale no jak… przecież to SŁOŃCE 🙂
I nie zasłoniłam okna. Te krótkie chwile, gdy jest jasno i radośnie są warte wszelkich poświęceń 😉 Niby łykam D3, ale to nie to samo. Jest coś emocjonalnie fajnego w słońcu po czasie ciemności.
A poza tym to znowu zabrałam dzieci na łyżwy. Nie było pingwinka już w ogóle. Było trochę marudzenia. Ale jak się takie dziecko „zagapi” i zapomni marudzić, to się okazuje, że całkiem dobrze daje sobie radę i potrafi przejechać dobre pół kółka zanim sobie przypomni, że trzeba się poddać od czasu do czasu 😉