Już w sumie tylko tak na koniec wylosowaliśmy wycieczkę na Odaiba – miał być lokalny fish market, a zastaliśmy parę stoisk bez ryb (choć noże to kusiły…) i pozamykane rolety, tylko zapach momentami się ostał
Także podążyliśmy dalej w stronę statui wolności, która z kolei nie okazała się być jakoś specjalnie okazała w każdym razie po drodze dotknęliśmy plaży i pooglądaliśmy trochę miasta z pociągu.
Na Tokio Station (nie wiem ile razy musiałabym tam przejść, żeby zakumać co gdzie i którędy, nawet z mapą było ciężko swoją drogą używanie Google maps, żeby się zorientować w galerii handlowej to już jakiś kolejny level. Całe szczęście to działa ) zaszliśmy na kolejne belt sushi, tym razem trochę bardziej na wypasie – przejedliśmy 110pln, ale pod korek.
Jeszcze trochę wieżowców nocą i do hotelu. Nawet się udało spakować z powrotem do walizek, choć przybyła jedna torba jutro idziemy do metra na wejście dla inwalidów