No i mamy to „popełnione szaleństwo” – jak to nazwała pani udzielająca nam ślubu – na papierze.
Jakoś tak dziwnie nadal, niby nic się nie zmieniło, niby żyjemy dokładnie tak jak wcześniej, ale jednak coś jest inaczej.
Podobno małżeństwo zabija relacje, a ja jednak mam wrażenie, że weszliśmy poziom wyżej, lepiej. Może i jestem nadmierną optymistką i „nic nie wiem o życiu”, ale w jakiś sposób ten optymizm pozwolił mi przeżyć te 40 lat i wylądować w miejscu, w którym jest mi po prostu dobrze. Nie widzę powodów, dla których nie mielibyśmy chcieć tego kontynuować 😉
Bo chyba to jest głównym mykiem – że nam się chce. Przeżyliśmy wystarczająco dużo czasu w konfiguracjach, które nas niszczyły i wiemy, że nie ma do czego wracać.
Oczywiście, że się boję, że coś może pójść nie tak. Ale też jestem pewna, że byle potknięcie nie wykolei nas z naszych torów. I wygląda na to, że jesteśmy na tyle siebie świadomi, że zauważymy jak coś się zacznie psuć.
A na razie zdecydowanie wolę się skupić na zauważaniu rzeczy fajnych =)