Drugi dzień pakowania sprzętu fotograficznego 😀
No dobra, żart. Ale tylko trochę 😉 Bo oprócz aparatów niewiele mamy przygotowane. No dobra – walizki wyjęte. Ale ciuchy to w sumie prosta sprawa, szczególnie, że tym razem lecimy na burżuja z bagażem nadanym i nie musimy się mieścić w 8kg.
Poza tym trzeba mieć trochę miękkich rzeczy do zabezpieczania tych wszystkich atramentów, które tam nakupię 😀
Jakby co to moje to tylko ten po prawej 😉 To M. zdradził nasze Canonowe plemię z jakimś przerośniętym Nikonem. I jeszcze śmie być zadowolony 😀
A w ogóle to niesamowite jak normalna może się stać wizja wylotu jakieś 9000km od domu. 8h różnicy czasowej, a tu tak pyk, i lecimy.
Czasami się zastanawiam, czy jakbym pracowała gdzie indziej, nawet zarabiała więcej, czy bym tak latała po świecie. Wśród moich znajomych spoza pracy to mały ułamek tak podróżuje. Nie wiem, czy rozsądek by mi pozwalał na tak dalekie wyloty na tak krótko w normalnych cenach biletów.
Ale cóż, na razie możemy sobie polatać. W sumie to jest dla mnie oczywiste – że jak można, to się podróżuje. Ale to nie jest takie oczywiste i bardzo doceniam to, że mój mąż też lubi wyjeżdżać. Bosz… to by był smutek jakby mu się nie chciało ruszać z dupki z domu, bo nie dość, że takie marnotrawstwo okazji, to już nie wypadałoby polecieć na urlop z pierwszym lepszym kolegą 😉
Całe szczęście jest dobrze i mamy już tu parę miejsc na liście… 🙂