I znowu w drogę… Takie tam pincet kilometrów, żeby odwieźć młodego. W sumie tak jakbym jechała KTW-GDN.
M. jeszcze finalizował różne takie z remontem, optymalniej było, żebym to ja się „karnęła”.
Ale jak na A4 to wyjątkowo „gratis” był ten przejazd, żadnego korka, żadnego wypadku, zwężenia, zwalniać nawet niespecjalnie było trzeba oprócz paru wyprzedzających się tirów. Ta autostrada zawsze jest koszmarem, a tym razem pokazała się z łaskawej strony. No i to zachodzące słońce takie ładne… Oczywiście nie miałam aparatu i zdjęcie z telefonu, ale zawsze coś.
Nie wiem kiedy przestało mnie ciągnąć w trasę. Jak nie miałam „technicznych” potrzeb przemieszczania się na duże odległości i trasa wiązała się z urlopami i wyjazdami, to to było fajne. Ale po którymś tam przejeździe czysto transportowym to się zaczyna odechciewać. Szczególnie na trasie KTW-GDN dużo bym dała za aktywny tempomat i kontrolę trakcji 😉 No albo za taki ruch, gdzie ktoś przede mną jedzie równo 140km/h i nie musimy zwalniać co 5km bo tiry…
Choć samą jazdę samochodem będę kochać zawsze. Nie wyobrażam sobie życia bez samochodu. Bez tego potencjału, możliwości, wolności, wyboru.
Aha, samochód musi być kombi 😀